Sport pod każdą postacią – wywiad z Maćkiem

Sport pod każdą postacią – wywiad z Maćkiem post thumbnail image

Maćkiem Czyżem. Wywiad został przeprowadzony przez profesjonalistę – Krzysztofa Maciejewskiego. Serdecznie dziękujemy! Tekst pozwoliłem sobie okrasić rewelacyjnymi fotografiami Anny Kuśmierczyk.


Sport pod każdą postacią

Z Maciejem Czyżem, twórcą grupy Rozbiegany Sulejówek i trenerem, rozmawia Krzysztof Maciejewski   Jak się zaczęło Twoje bieganie? Maciej Czyż: To było w podstawówce, na zwykłym sprawdzianie. Muszę się teraz przyznać, że w tamtych latach należałem do dzieci raczej otyłych i miałem spory problem z lekcjami Wychowania Fizycznego. Naprawdę, na WF-ie odstawałem od innych, podczas gier zespołowych trzymałem się z tyłu. Ale nadeszła jedna lekcja, można powiedzieć, że był to mój dzień konia, czyli dzień, kiedy wszystko się udaje. Uzyskałem najlepszy czas na 60 m z całej klasy, a w skoku w dal uplasowałem się chyba na drugim miejscu. Od razu dostałem zaproszenie na zawody i potem już startowałem co tydzień – najpierw na poziomie warszawskim, następnie mazowieckim. Pierwszym moim trenerem był Jan Rutkowski, później przejął mnie Waldemar Teperek – oczywiście trenowałem już nie w szkole, ale w Uczniowskim Klubie Sportowym „Herkules” z Sulejówka. Jako taką ciekawostkę może zdradzę, że u pana Teperka nie biegałem, ale trenowałem chód sportowy – nawet z pewnymi sukcesami, bo zostałem wicemistrzem Warszawy. Jednak to nie było dla mnie i wróciłem do biegania – już wtedy zdecydowałem się na biegi krótkie.  Maciek_1 Skąd taki właśnie wybór? Maciej Czyż: Odkąd pamiętam, zawsze miałem takie pierwsze skojarzenie, taki obraz – że lekkoatleta to właśnie sprinter. Nawet teraz, gdy słyszę, że ktoś mówi o mnie jako o sprinterze, to czuję się dumny i dostaję dodatkowego wiatru w żagle. Pojechałem na obóz razem z Polonią Warszawa, która z nami współpracowała i zaczęła się zabawa można powiedzieć już na poważnie. Ostatni raz zmieniłem wtedy trenera – został nim Paweł Tarasiuk – pod jego skrzydłami jestem już osiem lat. Na początku było pewnie ciężko? Maciej Czyż: Zaczął się na pewno problem z organizacją czasu. Prosto ze szkoły jechałem na trening, w gimnazjum miałem często zwolnienia z dwóch ostatnich lekcji. Gdy zacząłem treningi z Polonią, to po szkole ruszałem do pracy, bo rodzice mi powiedzieli, że jeśli chcę trenować w Warszawie, to muszę sam zarobić na dojazdy. I tak się to toczyło… A jakie masz związki z klubem Victoria Sulejówek? Maciej Czyż: Przede wszystkim jestem kibicem piłkarskim Victorii – to taki lokalny patriotyzm. Uwielbiam ich oglądać – w ubiegłym sezonie opuściłem najwyżej cztery spotkania. Przychodzę na stadion Victorii, staram się też nie opuszczać spotkań wyjazdowych. Ja zresztą lubię sport pod każdą postacią – jeżeli w telewizji nie ma nic innego, to mogę nawet godzinami emocjonować się transmisją jakiegoś pojedynku szachowego… Uważam, że trzeba popierać zwłaszcza sport na poziomie lokalnym – nawet za to, że komuś się chce coś dobrego zdziałać… Tobie się też coś chciało zrobić. Powiedz mi, jak zaczął się Rozbiegany Sulejówek? Maciej Czyż: To był początek mojego powrotu do biegania. Rozpisywałem wtedy treningi dla Leszka Kielaka, pamiętam, że ustawiałem je w ten sposób, aby były dopasowane do moich, tak byśmy mogli sobie nawzajem pomagać. I wtedy któryś z nas rzucił pomysł – a może by zaprosić też innych? Był środek zimy, koniec stycznia lub początek lutego, robiłem sobie często taką wieczorową pętelkę po ulicach Miłosny. Przyszło mi do głowy, że mogę pogodzić ten swój trening z rekreacyjnym, nieco wolniejszym, bieganiem innych. Wrzuciliśmy post na Facebooka, przyszło chyba pięć osób, potem jednak było ich znacznie więcej. Początkowo grupa Facebookowa, właśnie pod nazwą Rozbiegany Sulejówek, była znacznie liczniejsza niż grono uczestników tych pierwszych treningów. Stopniowo, gdy biegających przybywało, dostaliśmy od prezesa Victorii propozycję, by zrobić coś w rodzaju nieformalnej sekcji. Dość długo się wtedy wahałem, nie chcąc brać na siebie zbyt dużego zobowiązania. Bałem się, że mogę nie podołać czasowo. Jednak, kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje. Kilka miesięcy temu treningi odbywały się raz w tygodniu, teraz spotykamy się trzy razy na tydzień, a zdaMaciek_2rza się, że i częściej. Jak to jest, łatwo być trenerem ludzi często sporo od Ciebie starszych? Maciej Czyż: Na samym początku miałem z tym oczywiście problem. Nie wiedziałem, czy zwracać się per „Pani” lub „Pan”, czy też przejść na „ty”. Ale po upływie dość krótkiego czasu zauważyłem, że ludzie przychodzą na te treningi i robią się automatycznie młodsi, także mentalnie. Widać to po nowych osobach, które jeszcze na pierwszym, czy drugim treningu są wycofane, ale potem na ich twarzach pojawia się uśmiech. Zauważyłem, że gdy komuś trzeba w trakcie ćwiczeń pomóc i zwracam się do tej osoby po imieniu, to wywołuję zupełnie inną, przyjaźniejszą, reakcję. A po treningu mogę znów mówić „Pani” albo „Pan”. Masz jakiś swój własny dekalog trenera? Maciej Czyż: Siedzą mi wciąż w głowie prawdy mojego trenera, który mnie bardzo wiele nauczył. Jest takich kilka reguł, do których staram się stosować, jak na przykład stara, lekkoatletyczna zasada – jak najmniej na treningu, jak najwięcej na zawodach. Ważne są także chęci, przede wszystkim trzeba właśnie chcieć. Ale najważniejszym punktem jest pomaganie. Pomagając grupie, pomagasz samemu sobie. Biegam od lat z moim klubowym przyjacielem. Gdy trenowaliśmy razem, były wyniki, były życiówki, była moc. Udzielaliśmy sobie wsparcia, biliśmy sobie nawzajem brawa po każdym treningu. Jednak, gdy jeden z nas przestał trenować, wszystko się skończyło, poszło w odstawkę. Drugiej osobie przestało wychodzić. Czy każdy Twoim zdaniem, może zacząć biegać? Maciej Czyż: Oczywiście mogą być jakieś zdrowotne przeciwskazania, ale jeżeli takich nie ma, to, czemu nie? W naszej grupie jest kilka osób bardzo początkujących, które ambitnie próbują dorównać reszcie i z treningu na trening wychodzi im coraz lepiej. Jaki masz pomysł na RS? Słyszałem jakieś pogłoski o sekcji dla dzieci? Maciej Czyż: Ta sekcja lekkoatletyczna dla najmłodszych chodzi mi po głowie już od jakichś dwóch lat. Chciałbym ją uruchomić przy klubie Victorii, by najlepsze dzieciaki wyselekcjonowane z naszych szkół mogły jeździć na zawody, a tam poznawać smak zwycięstwa, czy tak bardziej ogólnie – zasady, jakimi można kierować się w życiu. To wiąże się także z egzaminem trenerskim, który będę próbował zdać, by mieć odpowiednie papiery – a nie chcę iść na łatwiznę. Teraz uczyć biegania można nawet bez żadnych zezwoleń, ale ja myślę przynajmniej o uprawnieniach trenera drugiej klasy sportowej z licencją Polskiego Związku Lekkoatletycznego. Wtedy można już wysyłać dzieciaki na zawody wyższej rangi, ba! Nawet otworzyć własny klub lub sekcję. Chciałbym wziąć udział w kursie na trenera drugiej klasy jesienią i na najbliższym zgrupowaniu będę zabiegał o jakieś dofinansowanie, bo sam kurs jest dość drogą imprezą. Ale chcę to zrobić dla tych dzieci… Dla wielu dzieciaków to może być nowość, bo o ile wiem, na WF-ie w szkole raczej nikt nie uczy biegania… Maciej Czyż: To prawda – przeciętny człowiek nie umie biegać. W podstawówkach nie uczą prawidłowego biegania. Niedawno miałem praktyki w pewnej szkole (mimo treningów i pracy studiuję bowiem wciąż Wychowanie Fizyczne) i widzę, że nic się nie zmieniło w tej kwestii. Jest być może za mało czasu, bo w programie trzeba zmieścić koszykówkę, siatkówkę, gimnastykę i sto innych rzeczy. Może jednak chodzi tu czasami o brak chęci? Bo poprawienie techniki biegania nie jest też rzeczą skomplikowaną – wystarczy odpowiednio przeprowadzać rozgrzewkę. Ale niech będzie, że to ten brak czasu… A jak Ty właściwie znajdujesz na to wszystko czas? Szkoła, treningi własne, treningi cudze, mecze, praca… Maciej Czyż: Sam się czasem dziwię, skąd bierze się ten czas. Ale może wywodzi się to z nauk mojego trenera, który powiedział mi kiedyś, że treningi nauczą mnie planowania swojego czasu. I tak się chyba właśnie stało. Jak się czegoś chce, to zazwyczaj się udaje.  A co z Rozbieganym Sulejówkiem? Czy pozostanie takim nieformalnym stowarzyszeniem miłośników biegania, czy może wszystko pójdzie w kierunku komercji? Maciej Czyż: Nie, nigdy nie planowałem takiej metamorfozy. Pieniądze zarabia się w pracy, a nie na tym, co sprawia przyjemność. Ja takie opłaty mógłbym przecież wprowadzić w każdej chwili, ale nie o to chodzi. Wszystko pozostanie tak, jak jest – czyli osoby przygotowujące się do startów będą nadal przychodzić, ale także wszyscy inni, którzy chcą tylko trochę się poruszać dla zdrowia, będą zawsze mile widziani. Myślę wprawdzie o tym, by najmocniejsza część grupy trenowała nieco częściej – jak zawodowcy, oczywiście pozostając amatorami. Dwie lub trzy osoby już się nawet zadeklarowały, że chętnie wezmą udział w takim eksperymencie. Chciałbym, żebyśmy zaczęli takie poważne przygotowania na jesieni. Wybierzemy wtedy jakąś imprezę, do której się przygotujemy tak, by walczyć z najlepszymi. Mimo wieku, mimo pracy, mimo różnych zawirowań – to jest zawsze możliwe. A plany osobiste? Maciej Czyż: Miałem niestety dwa lata przerwy w treningach, a powrót do prawdziwego biegania po takiej przerwie nie jest łatwy. Chciałbym zbliżyć się do swoich rekordów życiowych, może nawet je pobić, ale raczej jeszcze nie w tym roku. A przynajmniej się na to nie nastawiam. Teraz muszę zbudować fundament, a w przyszłym roku? Moim marzeniem jest indywidualny start w mistrzostwach Polski seniorów – do tej pory biegałem na tym poziomie zawodów tylko w sztafecie. Teraz wyjeżdżam w każdym razie na Mazury, na zgrupowanie klubowe, a potem na kilka dni wrócę do swoich ukochanych gór. Zwykle chodzę w góry sam, mam tam ulubione miejsca – one są takim moim azylem, w którym ładuję swoje akumulatory. Dziękuję za rozmowę.  ]]>

2 thoughts on “Sport pod każdą postacią – wywiad z Maćkiem”

  1. Fajny wywiad! Dzięki Maćku że się zgodziłeś na przepytywanie :-). Mnie najbardziej cieszy Twoja deklaracja, że rozbiegany nie przeistoczy się w komercyjną grupę i zawsze będzie w podobnej formie, jak dotychczas.

  2. I ja również chciałem podziękować zainteresowaniem moja osobą i poświęcenie swojego czasu!
    Takie ruchy Krzysztofa czy Ani w gazecie Lokalnej mocno budują wewnętrznie 🙂 bo o fizyczność dbamy już z grupą 🙂
    Dziękuje 🙂

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *